niedziela, 22 lutego 2015

Let it go!

Ten śnieg potrafi dobić i przy takich opadach łatwo dostać depresji dlatego ważne jest aby się nie poddawać i zawsze gdzieś wychodzić! Choćby do Starbucksa na kawę ;) Gorzej jak nawet Starbucks jest zamknięty przez śnieg, a to już mi się zdarzyło... Wtedy czeka wieeeelka D.

Na szczęście ten tydzień był już lepszy. W poniedziałek host mama zabrała mnie z dziewczynkami do Museum of Fine Arts. Bardzo ciekawe muzeum, gdzie w końcu ktoś pomyślał głową. Oprócz cennych i historycznych rzeczy można tam też znaleźć miejsca, w których dzieci wykazują się kreatywnością przy czym uczą się trochę o sztuce. Moje host dzieci robiły "szkatułkę skarbów" czyli dekorowały papierowe pudełka, później formowały pieczątki z masy podobnej do gliny a na koniec kolorowały papierowe ramki na obraz. I tak się dziecko uczy :D

W Środę jednak czekała nas największa niespodzianka. Po szkole dziewczynek pojechałyśmy (sama płeć żeńska bo host tata był w pracy) do TD Garden na... DISNEY SHOW Frozen! Niesamowite wydarzenie! Cały film Frozen, tyle że na lodzie :D A na początku wystąpiły inne postacie z Disney'a jak Roszpunka, Ariel, Kopciuszek i inne księżniczki wraz ze swoimi miłościami. Nawet były rybki z "Gdzie jest Nemo" oraz Timon i Pumba haha :D Ten dzień mogłam spokojnie uznać za przełomowy w tej zimie, bo już naprawdę myślałam, ze wpadnę w depresję.






Wczoraj z Hanną poszłyśmy do klubu Whiskey Saigon na imprezę. Bardzo fajny klub, muzyka nie do końca w moim stylu ale i ta lepsza niż sama techniawa, no i było dużo młodych i przystojnych facetów ;)
Dzisiaj, jako że miałam swój cały weekend wolny, pojechałam w końcu do polskiego kościoła w Bostonie. Tak, W Bostonie jest Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej i mogłam być na polskiej mszy. Po tym oczywiście odwiedziłam polski sklep z samymi polskimi produktami <3 A na koniec tej polskości posiliłam się w polskiej knajpce z polskim menu, gdzie zjadłam polskie pierogi ruskie (nigdy nie przestanie mnie śmieszyć ta nazwa :D). Przed moim daniem dostałam nawet chleb z tustym!!
Pojedzona i pełna polskiej energii wyruszyłam do Cambridge, gdzie zwiedziłam kampus Harvardu. Nie dziwię się, że wiele osób na punkcie Harvardu bzika. Jest ogromny i piękny i sama z chęcią bym tam studiowała! Choć pogoda dziś dopisywała (2 stopnie C po tygodniach temperatury poniżej -15 to jak lato) chcę tam wrócić na wiosnę albo najlepiej jesień, gdzie nie będzie wkoło wkurzającego śniegu i z przyjemnością będę chodziła po kampusie z kawą w ręku, a nawet przysiądę na ławce, której dziś nie sposób było dostrzec....





 Cafe Polonia - miło i przytulnie :)



Czas na HARVARD 















Muszę powiedzieć, że z tego zdjęcia jestem bardzo dumna :D

A na zakończenie mistrz kamuflażu:




wtorek, 10 lutego 2015

LET'S GO CELTICS!!

Taaak! To był ten piątek! W końcu byłam na prawdziwym meczu koszykówki. Boston Celtics kontra Philadelphia 76ers. Emocje nie do opisania!

Mimo wszystko ponieważ ja to JA, coś musiało się wydarzyć. Przed wyjazdem z domu nie ruszyłam głową i nie pomyślałam, że tak czasem, może, na wszelki wypadek... lepiej byłoby zabrać ze sobą paszport. Nie jakieś ID i kopię paszportu, ale oryginał. Dlaczego to miałby być dla mnie poważny problem? Ponieważ w Stanach bez paszportu obcokrajowiec nie może sobie kupić na imprezie piwa! Tak, to jest tragedia. Na szczęście z pomocą moich towarzyszek obeszłyśmy system ;D




Mili koledzy i ich przyjaciele powiedzieli nam potem, gdzie jest fajny pub i uraczyli nas nawet swoją obecnością ;D


CELTICS WIN! YEEEES! 


Ta w tle z ręką na biodrze to ja - żeby nie było, że nie ma mnie na zdjęciu ;D


środa, 4 lutego 2015

"Tyle śniega na...sypało"

Wiem, wiem... jestem straszna jeśli chodzi o bycie konsekwentnym, ale! Nie ma komentarzy = nie ma motywacji = nie ma notki. Proste równanie :) Dziękuję jednak Anecie, która się upomniała o posta. Od teraz postaram się być systematyczna... chyba, że naprawdę nic ciekawego nie będzie się działo ;D

Czas szybko tutaj leci i będę to chyba powtarzać w każdej notce. Nie wierzę, że to już luty!! Przecież niedawno dopiero się pakowałam na wyjazd! Ostatnią sobotę po zajęciach (tak, dalej chodzę na angielski :D) miałam czas dla siebie. Po (oczywiście) zakupach znalazłam dobre miejsce, aby coś zjeść. Stoliki były na 1-szym piętrze, ja usiadłam zaraz pod oknem.
Po zjedzeniu bajgla i w trakcie ogrzewania się gorącą czekoladą w końcu miałam okazję przyjrzeć się temu, co się dzieje na dworze i nagle spokojne myśli zaczęły przepływać w mojej głowie. Patrząc na tych wszystkich ludzi przechodzących z jednej strony na drugą nie mogłam uwierzyć, że ja, mieszkając przez 22 lata w małej mieścinie gdzieś tam w Europie, właśnie siedzę w centrum Bostonu, jem tak popularnego w stanach bajgla, piję gorącą czekoladę i czytam książkę jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie...


Wracają jednak do powiedzmy połowy stycznia....

Po poprzednich zajęciach miałam w końcu czas odwiedzić bostońską bibliotekę. Jest ogromna i piękna! Tego samego dnia założyłam tam swoje konto i teraz mogę się rozkoszować długo upragnioną książką "Band of Brothers" Stephena E. Ambrose'a ;D



Jednak co jest najważniejsze, to w ciągu ostatnich 2 tygodni mieliśmy już 2 burze śnieżne. Słysząc "burza" spodziewałam się, że wiatr będzie chciał mnie wywiać z pokoju... co za pomyłka! Było raczej spokojnie, może za drugim razem bardziej wiało, ale ogólnie polegało to na tym, że śnieg sypał, sypał, sypał i sypał...tak, że za pierwszym razem był zakaz w kilku miastach (w Newton oczywiście też) jazdy samochodem z powodu zaśnieżonych ulic.
"Burza" była (ku mojemu rozczarowaniu) spokojna, za to ilość śniegu jaką zastałam po 2 dniach była zaskakująca. Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałam wszystko tak zasypane, a to i tak koparki i inne ciężkie samochody pracowały od co najmniej doby. Miasto wyglądało jak z bajki. Jak Domki z piernika oblane białym lukrem - słodko! Nawet jeśli każdego ranka brnę ze swoim host dzieckiem do szkoły przez zaspy po pas... jest zabawa :D




Czekając na T, aby dotrzeć na sobotnie zajęcia. Brrr!



"Piękna" zima w Newton :)



Hołdy śniegu czekające na wywóz



Przemieszczanie się w "korytarzach" śniegu uważam za ciekawe... dopóki jakiś sąsiad nie zapomina odśnieżyć swojego podwórka. Wtedy muszę lewitować nad metrowym śniegiem.



I na koniec, największa słodycz w domu host rodziny <3