czwartek, 6 listopada 2014

Jak zwykle pod górkę...

Problemy zaczęły się z deklaracją medyczną. 4-stronicowy dokumenty, w części wypisany przez lekarza. Na szczęście, moja pani doktor znała angielski więc od razu po angielsku mi to wypisała. Niestety problemem była moja karta szczepień, a raczej jej brak... Przepisywałam się do nowego lekarza pierwszego kontaktu i sądziłam, że wszystkie moje dokumenty prędzej czy później zostaną przeniesione, ale tak się nie stało. Po wykonaniu telefonu, poprzednia przychodnia, do której należałam NIBY nie miała mojej karty szczepień (że jak?!). Za dziecka należałam co całkiem innej przychodni, która teraz nie istnieje, a podobno przy przenoszeniu stamtąd kartotek wiele z nich magicznie "zniknęło". No tak, bo tego tylko mi brakowało. Ostatecznie przyniosłam do lekarza swoją książeczkę rodzinną, w międzyczasie dalej szukałam karty szczepień która, po wykonaniu kolejnego telefonu, jednak okazała się być w poprzedniej przychodni... Co, już się zgubiliście? Nie martwcie się, ja tej sytuacji do teraz nie ogarniam...
W każdym bądź razie, ostatecznie nie miałam szczepienia na świnkę. Chorowałam na to za dziecka, ale byłam z rodzicami wtedy na wakacjach więc nie mam tego udokumentowanego. Lekarka nie mogła mi więc napisać, że nie zaleca w moim przypadku szczepienia. W ten sposób po całym swoim mieście musiałam szukać w aptekach szczepionki na świnkę, bo dorosłych oczywiście trzeba szczepić inaczej. Więc tak, zamieszanie było nieziemskie...

Drugą sprawą, która wyprowadziła mnie z równowagi było zaświadczenie o niekaralności. W okresie wakacyjnym pracowałam w jubilerze - jakoś trzeba było najpierw na ten wyjazd sobie zarobić. Pracę zaczynałam o 9, sąd w Katowicach czynny od 7.30. Od mojego miasta do Katowic jedzie się ok. 40 min. No to super, bez problemu zdążę! Na 7.30 pojadę, do 9 wrócę do pracy! No jasne, że NIE! Bo tak, sąd jest czynny od 7.30, ale kasa już jest od 8! Uwierzycie lub nie, ale do budynku sądu w końcu udało mi się wejść 5 min przed 8, a tam już była kolejka. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek tak szybko wypełniała urzędowe wnioski i w drodze na przystanek autobusowy spokojnie złamałam kilka przepisów lecąc jak na złamanie karku przez katowickie ulice, ważne jest jednak, że do pracy zdążyłam na czas. Żywa. Z zaświadczeniem ;)

Podobno co nas nie zabije, to wzmocni.


1 komentarz:

  1. Zawsze muszą być przygody :D My po wejściu do sądu i wypisaniu wniosku poszłyśmy do kasy, po czym się okazało że 3 minuty temu pani wyszła na półgodzinną przerwę :P Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło bo z nudów nauczyłyśmy się budynku sądu na pamięć :D Mogłabym tam pracować za przewodnika.

    OdpowiedzUsuń