sobota, 22 listopada 2014

Kraków!

Na rozmowę o wizę pojechałam z rodzicami i bratem do Krakowa - od razu zrobiliśmy sobie wycieczkę rodzinną. Oczywiście problemy musiały zacząć się już na samym początku, gdy kierowaliśmy się w stronę konsulatu. W pewnym momencie zamiast skręcić w lewo, skręciliśmy... w prawo. Bo jakby inaczej. Gdy już całkowicie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy, zdecydowaliśmy się kogoś zapytać o drogę. Jako że rozmowę miałam mieć za 15 minut,  a my byliśmy na drugim końcu Krakowa (no dobra, nie byliśmy aż tak daleko, ale w takich sytuacjach można nieco wyolbrzymiać!) musieliśmy z tatą biec. Na moje szczęście lubię biegać i całe to zamieszanie nie zestresowało mnie tak jak powinno :D
Pod konsulat dotarliśmy na 3 minuty przed czasem. Dałam tacie wszystkie moje rzeczy, oprócz teczki z potrzebnymi dokumentami i czekałam na pana, który na zewnątrz sprawdzał moje potwierdzenie wypełnienia formularza DS-160, zabrał mój paszport oraz dał kartkę informacyjną, co po kolei będzie się działo. Wtedy mogłam w końcu wejść do środka, gdzie były bramki. Zaczęłam się stresować, bo od tego momentu musiałam radzić sobie sama!
Po przejściu przez bramki przechodzi się do Działu Wizowego, do którego skierowali mnie mili ochroniarze. Tam czekałam w kolejce do zeskanowania wszystkich palców. Kolejka nie była długa. W końcu w sali zostałam ja i na oko 60-letnia babcia, która była przede mną. Nie dość, że sama się stresowałam, to zaczęłam się stresować za nią, bo skaner nie chciał odczytać jej palców. Pani zza okienka kazała jej rozgrzać palce, to znowu przetrzeć, nie pomogło - to do łazienki rozgrzać pod ciepłą wodą. Było mi jej trochę szkoda, że na starość jeszcze tyle problemów się ma. Przez te problemy otwarto drugie okienko, gdzie po zeskanowaniu moich palców dano mi żółtą teczkę, do której dołożyła pani mój formularz DS-2019 i z tą teczką miałam iść do konsula. Z tego pokoju przechodziło się do następnego, zabierając z automatu numerek.
W tym pokoju były już krzesła i telewizor, a nad następnym przejściem była tabliczka na której się wyświetlał numerek jaki ma wejść i nr stanowiska do którego należy podejść. Ja miałam nr 64 - bilet zachowałam na pamiątkę ;D
Nie czekałam długo jak pojawił się mój numer. Trochę mi zelżyło jak zobaczyłam, że starsza pani z wyraźną ulgą weszła do pokoju, ale stres wrócił jak przekroczyłam kolejne drzwi inteligentnie nie sprawdzając sobie do którego stanowiska mam podejść... Na szczęście tam, jak każdym stanowiskiem znowu była tabliczka, która wyświetlała te numery. Uff.
Tak, jak całą drogę modliłam się, aby nie trafić na kobietę, tak oczywiście... miałam kobietę. blondyna w średnim wieku. 3 lata studiów nauczyły mnie z pewnością  jednej rzeczy. Nie ufać blondynkom w średnim wieku. Nosz ja p*******.
Jako, że jestem pod szczęśliwą gwiazdą urodzona, ta pani okazała się być wyjątkiem od reguły. Bardzo miła, wyrozumiała i jak zobaczyła, że jadę z programu Au Pair zaczęła mówić po angielsku, ale wolno i wyraźnie. Jej pozytywne nastawienie od razu udzieliło się i mnie.

Pamiętam takie pytania:

  1. Czy kiedykolwiek wcześniej byłam w Ameryce?
  2. Czy ktoś z mojej rodziny przebywa obecnie w Ameryce?
  3. W jakich krajach byłam do tej pory poza Polską?
  4. Jak długo trwał mój najdłuższy pobyt za granicą?
  5. Dlaczego chcę jechać jako Au Pair?
  6. Gdzie pracują moi rodzice?
  7. Czym się zajmuje moja host rodzina?
  8. Iloma dziećmi się mam opiekować?
  9. Czy dostałam broszurkę informacyjną?

I tu już był kolejny problem, bo NIE, nie dostałam :D Chodzi o tą cienką książeczkę informującą o naszych prawach itd... Nikt mi jej wcześniej nie dał, więc dostałam ją dopiero od pani konsul. Wytłumaczyła mi kila rzeczy w niej zawartych oraz zapytała:

  1. Co zrobię, jak rodzina powie mi, że może dla mnie przechować mój paszport?
  2. Może wiem z filmów, w razie sytuacji zagrożenia, pod jaki numer alarmowy dzwonić?
Odpowiedziałam śpiewająco więc wychodząc z konsulatu miałam uśmiech od ucha do ucha :D

Już nie pamiętam dokładnie ile czekałam, ale na pewno do 2 tygodni dostarczono mi paszport do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz